czwartek, 9 lipca 2009

Szerokie Wody

Namawiali, namawiali, i w końcu zacząłem.

Bloga pisać, w sensie. A tym, jak to w Korei. Jak się uda, to i więcej, ale, jak siebie samego znam, znudzi mi się dość szybko. Stąd założenie jest takie, żeby napisać, jak tam w Korei.

Dziś dzień lenistwa. Z łóżka zebrałem się o 11, zanim zmusiłem się do pójścia do łazienki była 12. W tej chwili zastanawiam się, czy pranie, które zostawiłem, już się wysuszyło, a więc, czy muszę iść zwolnić suszarkę, czy też mogę tu jeszcze siedzieć. Artur położył się jakieś półtorej godziny temu "na półgodzinną drzemkę" i dopiero wstał.
Wcześniej namówiliśmy naszą nauczycielkę, że nie musimy się uczyć drugi raz Hangylu i dostaliśmy pozwolenie na opuszczanie zajęć do wtorku. We wtorek może uda nam się ją przekonać, że naprawdę, potrafimy poradzić sobie w sklepie i restauracji, a nawet negocjować ceny z żywymi Koreańczykami i może dostaniemy kolejny czas wolny. Nie sądziłem, że zajęcia dla początkujących są takie nudne, jeśli się już trochę zna język.

Przyszła pora deszczowa. Obudziłem się dziś (najpierw o 0800, kiedy pani opiekun przez głośnik ogłaszała, że na pierwszym piętrze dziś jest sprzątanie i wszyscy powinni opuścić czym prędzej to piętro. my mieszkamy na czwartym. ona mówiła o pierwszym. >.<; oczywiście natychmiast poszedłem znowu spać.) przy dźwięku kropel deszczu. potem było już tylko gorzej. Wystarczyło przejść do cafeterii (menu dnia: Pulgogi Burger Set. Mam już serdecznie dość dań obiadowych na śniadanie, jutro pobudka o ósmej, to się załapie na tosta i cafe latte :P), a potem do Yulgok Hall, gdzie mamy zajęcia, żeby zmoknąć całkowicie. Jak tylko dostaliśmy wolne, poszedłem po parasol (bo stary-nowy, kupiony tuż przed wyjazdem, skrupulatnie zgubiłem. I wcale nie piję za dużo, to na trzeźwo było. Prawie w ogóle tutaj nie piję, tak naprawdę. Poza wodą i sokiem pomarańczowym :P)

Na wieczór mieliśmy zaplanowane wspólne wyjście w ramach akcji "Wyswataj Artura z Indonezyjką, a do końca życia będziesz jeździł na wakacje do Indonezji", ale Indonezyjki uznały, że im się nie chce. Cóż, nikt nie mówił, że będzie łatwo ^^

8 komentarzy:

  1. Obyś wytrwał dłużej niż ja :))

    OdpowiedzUsuń
  2. nie, no, pisał to i tak będę :P znaczy, do powrotu stąd pewnie. potem już nie bardzo :P

    OdpowiedzUsuń
  3. a nie możesz się przenieść do grupy wyżej? Nudny kurs językowy to najgorsze co może być (ms Gajek mówiła o tym ze dwa lata). Anyway, zdjęcia, które zamieszczasz sprawiły, że chyba wybiorę się kiedyś do Korei.

    OdpowiedzUsuń
  4. nie, bo nie ma innej grupy. będzie za dwa tygodnie :P
    (tak, wiedziałem, że kurs będzie beznadziejny, ale nie sądziłem, że aż tak. raczej na konwersacje z żywymi przyjechałem, niż na kurs jakiś :P)

    a Korej jest świetna, zapraszam ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. ej, jest gorzej na kursie niz w chungnam? ;P

    OdpowiedzUsuń
  6. tak, sporo. tam było za wysoko, niewiele rozumieliśmy, ale mieliśmy choć dużo słówek. tutaj jest za nisko, rozumiem wszystko, ale nic się nie nauczę. liczę na Hangugo-2, startuje za dwa tygodnie. teraz się będę uczył znaków na lekcjach chyba po prostu i czytał teksty do prac obojga :P

    OdpowiedzUsuń
  7. Zdecydowanie swatajcie Artura. Ja na przyklad, bardzo bym chciala Indonezje zobaczyc :P na nastepne wakacje mozecie do Indonezyjki pojechac, jak ja bede miala z Japonii zabi skok :P (cheers for Artur & Ika)

    OdpowiedzUsuń
  8. No ja myślę :) Już Cię dodaję do linków na blogu ;)

    OdpowiedzUsuń