Poszliśmy tam zatem wczoraj i zamówiliśmy każdy coś swojego. Jemy, jemy, uszy nam się trochę trzęsą, bo dobre. Nagle pochodzi pan Koreańczyk do nas, stawia nam butelkę coli, dwa kubki i jakieś czerwone coś. Nic z tego nie zamawialiśmy, więc trochę się zdziwiliśmy, ale w końcu, cóż, obcy kraj, obce obyczaje, podziękowaliśmy i zaczęliśmy jeść.
Nawet dobre było. Coś jak placek ziemniaczany na ostro, z kawałkami czegoś w środku. W trakcie rozmowy z panią Koreanką dowiedzieliśmy się, że tym czymś było kimchi. No i stało się - mam potrawę z kimchi, która mi autentycznie smakuje.
Pod koniec posiłu pan Koreańczyk coś nam jeszcze mówił. Rozumieliśmy z tego, że dostaniemy więcej tego na drugi raz, ale wydawało się to nam trochę mało realistyczne, więc uznaliśmy, że to po prostu jeden z tych momentów, w których wydaje nam się, że ich rozumiemy, a prawda leży zupełnie gdzie indziej. Jakież było więc moje zdziwienie, kiedy dziś dostałem coś takiego znowu ^^
Z mniej radosnych wieści - znalazłem doktorat jakiegoś człowieka z Korei na temat dokładnie ten prawie, o którym chcę pisać magisterkę. Wydrukowałem sobie, czytam. Dochodzę do strony 82, patrzę - puste. Potem znowu puste. I tak 30 stron. W sobotę czeka mnie powtórka z rozrywki >.<
Och! potrawa z kimchi ktora lubisz? jak nic niebo wali sie nam na glowy. Co bedzie nastepne? Polubisz marchewke? :P
OdpowiedzUsuń